Spakowani, pożegnani z rodzinką i zamiast do domu jedziemy na południe. Nie daliśmy za wygraną i postanowiliśmy, że jednak zdobędziemy najwyższy szczyt Niemiec. O 10 byliśmy na miejscu. Piękna pogoda i widoczki. Wybieramy wjazd szybką koleją linową. Po kilkunastu minutach jesteśmy pod szczytem. Dla żony jak i też dla innych osób wjazd okazał się zbyt szybki. Siadamy na kilka minut żeby organizm przywykł do wysokości. Jeszcze kilkadziesiąt metrów pieszą i wraz ze starszym synem zdobywamy Zugspitze. Na dół wracamy kolejką zębatą. Zdecydowania dłuższa podróż niż pod górę, aż chłopaki pospali się. Usatysfakcjonowani możemy wracać do domu.